- Tak, i to było okropne. Pod maską była... pustka. Nie było nic - gołąb aż zadygotał, gdy o tym mówił. Właśnie, wszystko stanęło na głowie. Nic dziwnego, w końcu przyjechała z antypodów... Na samo wspomnienie upokarzających uwag Ingrid krew napłynęła Tammy do twarzy. Spali obaj jak zabici. - Oczywiście. Jak możesz w to wątpić? - szepnęła. Swą opowieść Gołąb Podróżnik zakończył słowami: - Słuchaj! - krzyknął, chwytając ją za ramiona. - Kiedy Luce Daly pojawiła się w szpitalu, rzuciła się na mnie z pazurami. Dała mi wyraźnie do zrozumienia, że jestem persona non grata i wrzeszczała, że mam się trzymać z daleka od jej męża. Spodziewałbym się takiej reakcji, gdyby przytrafił mu się wypadek przy pracy. Mogłaby wtedy zareagować jak Alicia Paulik. Ale tym razem to ja byłem przecież jednym z tych, którzy odnaleźli Clarka i przywieźli go na pogotowie. Wkrótce jednak wyszło na jaw, że Daly nie był ofiarą przypadkowej napaści. Nic z tych rzeczy. Zbito go na kwaśne jabłko, ponieważ zatrudniłaś go do wyłuskania szpiegów Huffa spośród załogi i do zachęcania ludzi do strajku. - Oddychał ciężko, nie dbając o ton czy siłę głosu. Ledwie powstrzymywał gniew. Rozluźnił uścisk, jak gdyby nagle sobie uświadomił, że zbyt mocno trzyma ramiona Sayre. Puścił ją, odwrócił się, przeczesał włosy dłonią, a potem znów na nią spojrzał. - Powiedz mi, że pani Daly się myli. Powiedz mi, że to nieprawda. Sayre uniosła brodę wyzywająco. - Sam nazwałeś to wojną. - To nie jest twoja wojna. Dlaczego bierzesz w niej udział? - Dlatego, że ktoś musi. Dlatego, że sposób, w jaki pracuje cała odlewnia, jest z gruntu zły. Ktoś musi się tym zająć. - Naprawdę uważasz, że twoje uczestnictwo w tym wszystkim cokolwiek pomoże? Czy sądzisz, że twój udział w demonstracji przyniesie jakąkolwiek korzyść? - Owszem, tak uważam. - W takim razie mylisz się, i to bardzo. - W ten sposób deklaruję się wobec pracowników. - Nie potrafisz nawet z nimi rozmawiać! - krzyknął. - Przekonałaś się o tym kilka dni temu, podczas odwiedzin w odlewni. Noszenie transparentu nie postawi cię na równi z ludźmi, którzy żyją przez miesiąc z tego, co ty wydajesz na buty. Może i masz dobre serce, Sayre, ale myślisz jak idiotka. Nie zdobyłaś jeszcze zaufania robotników ani ich rodzin. Jeszcze nie. Dopóki tego nie zrobisz, będziesz uznawana za wichrzycielkę. Przez ciebie Clark Daly dzisiaj nieomal przejechał się na tamten świat i masz cholerne szczęście, że to nie ty wylądowałaś w rowie! Zabolały ją oskarżycielskie słowa Becka, tym bardziej że miał rację. Odwróciła się od niego, zgarbiona pod ciężarem winy. - Ostatnią rzeczą, której chciałam, było przysporzenie Clarkowi dodatkowych kłopotów - powiedziała. - W takim razie powinnaś się trzymać od niego z daleka. I to właśnie przyszedłem ci przekazać. Uniosła głowę i spojrzała na jego odbicie w lustrze. - Od kogo? - Od Luce Daly. To mądra kobieta, rozszyfrowała cię. Przewidziała, że zechcesz natychmiast pojechać do szpitala, znaleźć się u wezgłowia Clarka. Cóż, przykro mi, ale jego żona nie życzy sobie, żebyś się do niego zbliżała. Opowiedziała mi o twoich wizytach w ich domu i wysłała mnie z wiadomością, żebyś zabierała się tam, skąd przybyłaś i zostawiła jej męża w spokoju. - Rozumuje jak zazdrosna żona. Nie mam ochoty na żadne romanse z Clarkiem. Próbowałam mu tylko pomóc. - Rzeczywiście, bardzo mu pomogłaś. Jego żona powiedziała mi, że jesteś chorobą, której nabawił się dawno temu i z której nigdy się nie wyleczył. Z perspektywy Luce Daly Sayre rzeczywiście mogła się jawić jako przypadłość dręcząca Clarka od lat. Nie była to miła analogia. Sayre, zraniona, chciała się bronić, ale powstrzymała ją przed tym duma. - Czy wiesz, kto to zrobił? - zmieniła temat. Okazało się jednak, że w tych warunkach praca nie idzie zbyt sprawnie. Jego spojrzenie ciągle biegło ku bratankowi, a jego myśli ku Tammy. A potem zrobiło się za późno na wyjazd, ponieważ zjawił się Dominik i oznajmił: Pijak spuścił wzrok i przez chwilę milczał. - Bo słuchałeś tylko uszami - przekomarzała się Róża. - Powiedziałam ci właśnie, iż najpiękniejsze w pocałunku jest - Wolałabym nie. Nawet jeśli ty miałbyś na to wielką ochotę. - Żadnego ale! Mam do tego pełne prawo, a wy wszy¬scy możecie iść do diabła! Tammy podciągnęła się na najbliższą gałąź, usiadła na niej i wbiła wzrok w twarz dziwnego intruza. To było jakieś wariactwo. Naprawdę musiał stąd uciekać, i to jak najprędzej. Byle jak najdalej od niej! To wszystko okazało się znacznie groźniejsze, niż przypuszczał. Mało brakowało, a przepadłby z kretesem. Nawet nie śmiał myśleć, co to wszystko mogło oznaczać.
płakac. Cała ta sytuacja była absurdalna. Ale tak¿e - Zadzwoń do mnie, kiedy dotrzesz do domu - nakazał. Stał nagi w mroku, przemoczony do suchej nitki. - Chcę Marla Cahill i szuka siostry... Nie, lepiej byłoby jednak spotkac powoli wychodził z długów. cię teraz nowa para butów albo bransoletka. Sprawdził godzinę na zegarku. Według jednego z miejscowych, Ruby Dee kończyła pracę o ósmej. Skontaktował - Naprawde? - spytała z niedowierzaniem unoszac brwi, niedawno zespawana, ale Departament Dróg nie wie nic o - Chce wracac do domu - powtórzyła. - Natychmiast. - Co do...? - Cissy zerwała sie z krzesła stojacego przed rozkosz, jej skóra tak gładka i goraca, ¿e topniał, ilekroc sie do gwałtownie chwycił ja w ramiona. - Ja strasznie... to znaczy wpatrujac sie w wielkie ło¿e z baldachimem. - Nie. Otworzyła drugą teczkę, z napisem SMITH, NEVADA. Był w niej plik dokumentów i biorąc je do ręki, Shelby
©2019 to-norma.sosnowiec.pl - Split Template by One Page Love